piątek, 21 lutego 2014

piątkowo

Chociaż jeszcze jestem  w pracy to myślami już  w domu. Pięknie u mnie za oknem, no może trochę przesadzam...ale ciepło i powietrze takie wiosenne bardziej, więc od razu zabieram po pracy małego i na spacer. A wieczorem  organizuję sobie wieczór babski, z dobrym jedzeniem i drinkiem. Dawno nigdzie nie wychodziłam, a to studia, a to choroba, a to się nie chce, koniec z tym marazmem. Przynajmniej dzisiaj tak mi się widzi:) 
W domu Wojtek szaleje, w kącie stoi 10 razy dziennie, nudzi mu się i wymyśla coraz to nowsze pomysły na dręczenie domowników, najbardziej babci, dzisiaj prawie straciła oko.Mam zamiar dzisiaj trochę spuścić z niego tej energii na powietrzu, może się uda. Czekam aż zrobi się jeszcze cieplej i wyciągniemy rowery, mi przyda się dla sylwetki a Wojtek może się trochę wyszaleje.
Miłego weekendu!

czwartek, 13 lutego 2014

Tata dobry na wszystko

Wojtek broi i ćwiczy całą rodzinę w cierpliwości. Wymusza na babci słodycze, gderam, nie wolno tyle gum jeść, bo ząbki będą chore i dziurawe a Wojtek na to pocieszającym tonem tata klei i już. Połamał babci okulary, gderam, że nieładnie, że babcia nic nie będzie widziała, że muszę teraz z jego świnki wziąć pieniążki i kupić babci okulary a Wojtek na to szybko po świnkę i pcha ją do plecaka z tekstem nie,nie, tata sklei i już
Nic nie jest w stanie go zmartwić, na wszystko pomoże tata i jego klej:)
Tata się śmieje i próbuje spełnić oczekiwania dziecka.

wtorek, 11 lutego 2014

urlopik

A raczej chorobowe, rozłożyło mnie na amen, chechłam tak, że mnie z pracy wyrzucili do domu, bo nie dało się skupić przy moim "kaszelku". I bardzo dobrze, bo po wizycie u lekarza okazało się, że mam zapalenie oskrzeli, wirusowe, shit. A to oznacza, że mogę zarazić Wojtka. A syn zdrowy od poniedziałku w przedszkolu, już w weekend wyeksmitowałam się w odosobnienie, tata przejął opiekę, aby nie roznosić wirusów. Ale wszystkie mamy wiedzą,że nie da rady tak na dłuższą metę się wyłączyć, chyba, żebym się wyprowadziła całkiem z domu ale nie mam gdzie:) Tak więc kuruję się grzecznie, siedzę w domu, i już mnie głowa boli od tego spania. Dziwne, jak jestem w swoim trybie - praca, dom itp. to marzę o łóżeczku i pobyczeniu się jak za starych dobrych czasów "singla bez zobowiązań". Wystarczyło 3 dni i już mnie szlag trafia, naprawdę głowa mnie boli od leżenia. Najgorsze, że mi ten kaszel zabójczy nie przechodzi i nie mogę wrócić na właściwe tory. Jedyny plus to książki no i blogi oczywiście, mogę nadrabiać zaległości. 
W domu tata radzi sobie całkiem dobrze, zdaje mi relacje jak się zachowywał Wojtek na basenie, sklepie, na spacerze a ja się śmieje. Niezłego mamy "ananaska". Trzeba mieć cierpliwość, umieć działać taktycznie i szantażem, aby zrobić z Wojtkiem większe zakupy i wyjść tylko z tym co było w zamiarze nabycia, bez gum, kinder niespodzianek, lego, książeczek i autek, hi,hi:) A tata dopiero się uczy tych działań taktycznych. Bardzo dobrze, bo do tej pory to mnie pouczał, że on nie ma problemów z Wojtkiem i jego się słucha. Jasne, jak oni tylko na basen i w fajne miejsca chodzą w weekendy to się słucha a tak normalnie to wiadomo, jak każde dziecko, ma już swoje zdanie, wszystko mu się podoba i jest uparty jak osiołek.

piątek, 7 lutego 2014

przed weekendem

Trochę lepiej już się czuje mój maluch, ale jeszcze trzymamy się diety, a raczej próbujemy. Wczoraj na widok chałki ucieszył się tak, jakbym mu nowe klocki lego kupiła. Krzyczał zaaferowany do babci "baba zob, zob!Buła!" Biedny, głodny więc dałam, nie wiem kiedy skończą się te rewelacje żołądkowe. Schudł już 1,3 przez tydzień, w tym 2 dni nie jadł zupełnie nic.
Do tego mnie rozkłada znowu jakaś grypa, zapowiada się ciekawy weekend.Dobrze, że chociaż nie mam szkoły w tym tygodniu i chatkę w miarę uprzątniętą to się pobyczymy z Wojtkiem.
Miłego weekendu kochani:)

środa, 5 lutego 2014

...

Długo nas tu nie było, podczytuję co u znajomych jednak sama nie mam czasu na pisanie w dzień a wieczorem to już mi się po prostu nie chce ostatnio. Dużo się działo.  Dzień Babci w przedszkolu - Wojtuś nauczył się pięknie wierszyka, chociaż do ostatniego dnia nie wiedziałam czy powie czy nie, więc bardzo się cieszyłam, babcia zresztą też. Byliśmy również u prababci, Wojtek powiedział wierszyk, wyściskał tę moją babcię z całej siły, kwiatki, laurka a mi się łzy w oczach kręciły. Prababcia nawet była w formie i nas pamiętała całą wizytę, była uśmiechnięta i zadowolona, chciałabym aby Wojtek coś zapamiętał z tych wizyt. Zdrowotnie było również całkiem ok,  cały styczeń, regularne chodzenie do przedszkola i logopedy sprzyja Wojtkowi, nie płacze rano, mówi coraz ładniej i wyraźniej,logopeda go chwali, że pracuje na zajęciach, udało nam się wywalczyć jeszcze dodatkowe godziny w innej placówce.
Dopiero w tę sobotę złapał małego jakiś wirus i go męczy, podajemy leki i nawadniacze, dzisiaj byliśmy drugi raz u lekarza,który dodał coś na brzuszek, mam nadzieję, że w końcu odejdzie choroba. najgorsze, że dziecko musi mieć lekkostrawną dietę, a on nie lubi ryżu, nie chce marchwianki ani kisielu. Już nie mam pomysłu co mu podawać, ratujemy się kaszką Sinlac.
Może ktoś ma jakieś domowe sposoby na typowe wirusówki? Czytałam już, że cola, słone paluszki, ryż, ale może coś jeszcze?