wtorek, 30 grudnia 2014

pasiemy się

Choć jestem w pracy to tylko na kilka godzin, w domu nadal pełna chata. Śpią prawie do południa a potem przy stole do wieczora się pasiemy, i tak już chyba do Nowego Roku zostanie. Dzisiaj jadę na zakupy dopełnić lodówkę, aby było czym się paść, bo nam się zapasy uszczupliły:). Dzieci biegają, piszczą, ganiają się w berka. Zabawki dosłownie wszędzie. Sprzątam,ale wieczorami mieszkanie i tak wygląda jak bo bombie atomowej. Bratanica męża co rusz wylatuje na miasto (jak to nastolatka) ale wraca za to z koleżankami. fajnie, że tak jest, ja przyznam się, że w pracy sobie odpoczywam, popijam kawę i czytam co U Was:) Lenia mam i tak już pewnie pozostanie w grudniu. Ciasno mi się zrobiło od tego bigosu i pierogów ale co tam. Czekamy z Wojtkiem na więcej śniegu bo ten co u nas spadł to na razie za mało i kule się nie lepią a sanki już też czekają przecież. Pogoda mroźna więc Wojtuś zdrowy, niech już tak będzie jak najdłużej. 



piątek, 19 grudnia 2014

Jak nigdy

Jak nigdy wcześniej przygotowania do Świąt wyglądają u mnie trochę inaczej, przynajmniej w sercu. Tak się cieszę, ze jesteśmy w domu wszyscy, co chwila myślę o tym co by było gdyby się nie udało uratować męża. Bałagan w domu, bo przecież remont zaczęty i nie skończony, nawet nikogo nie wynajmowałam, bo mąż zaraz by pomagał i po swojemu robił, a jest na zwolnieniu i musi odpoczywać.  Jednak ten nieporządek mi nie przeszkadza, ogarnęliśmy z wierzchu i zaprosiliśmy jeszcze więcej rodzinki niż co roku. Będzie wesoło i głośno. Moja mama przygotowuje pomału potrawy, mąż jej pomoże lepić pierogi, farsze chce robić po swojemu, niech robi:) Choinka mała u Wojtusia wczoraj została ubrana przez Wojtka. Otwierał pudełka z ozdobami i co chwila słychać było  zobać jakie piękne. Ubrał całą choinkę samodzielnie, tylko poprawiłam, żeby nie pospadały bombki. Od soboty zaczną przyjeżdżać goście, przyjedzie bratanica mojego męża, chciałabym aby dla niej te Święta były dobre, bo na co dzień dziewczyna nie ma lekko, chciałabym, żeby czuła, że ją kochamy i nasz dom jest dla niej zawsze otwarty. Jakoś tak cieszą mnie Święta ze względu na to, że będzie czas spędzić je z naszą rodziną, z którą się lubimy i w ciągu roku też spędzamy razem czas gdy tylko się da, choć na co dzień dzielą nas setki kilometrów. Nie przejmuję się jak z czymś nie zdążę, stwierdzam, że nie musi być idealnie, nie ma się co przejmować głupstwami, szkoda na nie czasu. Zawsze miałam powera na sprzątanie, wbijane było mi do głowy przez mamę, że nie można usiąść do stołu Wigilijnego jak nie jest czysto w całym domu, więc pucowałam, prałam, prasowałam, cały dom odkurzałam, jakbym na co dzień tego nie robiła. W tym roku jakoś mi się nie chce, wole posiedzieć z mężem i dzieckiem, poleżeć tak po prostu, pobawić się w namiocie zrobionym przez Wojtka z tatą, połowić ryby na niby i pogadać na skypie z rodzinką, z którą się niedługo zobaczymy. 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Po mału do przodu

Wojtek cieszy się z Mikołaja, sobotę spędziłam z nim na przedstawieniu dla dzieci, był Mikołaj, interaktywna bitwa na śnieżki, konkursy dla dzieci i prezenty. Wojtek uśmiechnięty od ucha do ucha cały dzień żywił się słodyczami, dobrze, że śniadanie chociaż zjadł normalne. Niedzielę spędziliśmy u prababci, choruteńka ale nas jeszcze pamięta. Tata już jest w domu, kuruje się, przestraszony całą sytuacją więc jest nadzieja, że przystopuje na dłużej. Czuję się tak, jakbyśmy dostali już prezent na święta, drugie życie dla ojca. Staramy się pomagać jak co roku przy Szlachetnej Paczce, tym razem z grupą fajnych ludzi na fb,  nic mi nie poprawia nastroju tak jak pomoc ludziom w potrzebie. Wojtek też już rozumie, że mama nie zawsze kupuje coś dla niego ale dla innych dzieci również, bo trzeba pomagać dzieciom, które nie mają wszystkiego tak jak on. W tym roku nawet nic nie chcę od Mikołaja, mam wszystko czego potrzebuję.

wtorek, 2 grudnia 2014

Życie bez ojca

Tak się niestety źle wydarzyło, że tata Wojtka dostał w niedziele zawału, całe szczęście od razu trafił na operację i na razie jest dobrze, niedługo wyjdzie ze szpitala, rehabilitacja i dłuższy odpoczynek go czekają. Pomijam to co czułam gdy czekałam przed salą, bo nie o tym chcę tu napisać. Mój ojciec zmarł gdy byłam w szkole podstawowej. Wiem co to znaczy bark taty, szczególnie,że byłam dzieckiem kochanym, taką "córeczką tatusia". Wiele Wigilii spędziłam przy grobie taty rycząc jak bóbr na mrozie, wiele wieczorów w późniejszych latach po cichu przepłakałam " bo tata nie widzi...bo taty nie ma". Dlatego najbardziej żal mi mojego synka, nawet sobie nie wyobrażam jak miałabym mu wytłumaczyć gdzie jest tata i co się stało, gdybyśmy w niedziele nie zdążyli. Serce by mi pękało, jestem przerażona, że to może się wydarzyć. Na bok odeszły plany o kolejnym dziecku, chyba się nie zdecyduję, choć marzę o tym. Jednak co będzie gdy nas zabraknie, mój syn zostanie sam.